W perspektywie wieczności

Antoni Skowroński

W perspektywie wieczności 

Nie jesteśmy przypadkowym i pozbawionym znaczenia produktem ewolucji. Każdy z nas jest owocem zamysłu Bożego. Każdy z nas jest chciany, każdy miłowany, każdy niezbędny.

Benedykt XVI

Dar życia

Świadomość tego, że zniknie nie tylko Kraków, Polska czy Europa, ale także cały glob i Układ Słoneczny, ba, może nawet cały kosmos, a my – ludzie – będziemy istnieć nadal, zmienia optykę widzenia wielu spraw. Dobrze jest w tej perspektywie pomyśleć zarówno o nas samych, ale także – a może przede wszystkim – o naszych dzieciach. Warto pamiętać również o tym, że rodzice są potrzebni samemu Bogu w przekazywaniu daru życia: sam stwarza aniołów, ale przy powoływaniu do życia ludzi Stwórca potrzebuje naszej współpracy.

W czasach kiedy dar życia jest nie tylko mocno zagrożony aborcją i eutanazją, ale także zwyczajnie niedoceniany, choćby poprzez kładzenie nadmiernego nacisku na zdobywanie pozycji społecznej i robienie kariery zawodowej, warto ponownie uprzytomnić sobie jego absolutną bezcenność i na tej podstawie dowartościować Boże dary płciowości i rodzicielstwa.

Jestem wdzięczny nowemu papieżowi, Benedyktowi XVI, za słowa wypowiedziane podczas pierwszej Mszy odprawionej na Placu św. Piotra: Nie jesteśmy przypadkowym i pozbawionym znaczenia produktem ewolucji. Każdy z nas jest owocem zamysłu Bożego. Każdy z nas jest chciany, każdy miłowany, każdy niezbędny. Papież nie tylko podkreślił wartość istnienia każdego z nas, ale wskazał także jego cel i sens, mówiąc dalej: Nie ma nic piękniejszego, niż wpaść w sieci ewangelii Chrystusa. Nie ma nic piękniejszego, jak poznać Go i opowiadać innym o przyjaźni z Nim. 

Przekonałem się, że przypominanie tych prawd ma w sobie ogromną moc leczenia ludzkich serc z rozmaitych ran, a jest potrzebne zwłaszcza wtedy, gdy doświadczając w życiu poważnych trudności, jesteśmy bliscy utraty radości płynącej z danego nam życia.

Warto uświadomić sobie, że rodzicielstwo jest wielką godnością i powołaniem pochodzącym wprost od Boga, że może być drogą realizacji i rozwoju osoby ludzkiej. Nie wiem, czy jakiekolwiek ziemskie osiągnięcia mogą się równać z doniosłością współtworzenia i współkształtowania z Dawcą Życia bytów wiecznych: dzieci. 

Czas i uwaga

Jedną z najczęstszych przyczyn powstawania w okresie dzieciństwa bolesnych ran w ludzkich sercach jest niewystarczająca ilość czasu, jaki ze swymi dziećmi spędzają rodzice. Współczesna psychologia ukuła wręcz pojęcie „zdradzonego przez ojca”. Podobnie znany jest fakt narodzin trudnego do uleczenia kompleksu bezwartościowości, atakującego głównie dziewczęta, te zwłaszcza, którym ojcowie poświęcali zbyt mało czasu, uwagi i czułości.

Równie silne piętno odciska – nagminna niestety – nieumiejętność słuchania i rozumienia dzieci. Dorośli łatwiej prawią kazania i udzielają „niezbędnych” rad, niż z autentyczną chęcią zrozumienia wysłuchują dzieci, a warto wiedzieć, że potrzeba bycia zrozumianym należy do tych najbardziej podstawowych, niezbędnych dla prawidłowego rozwoju emocjonalnego i umysłowego.

Uzmysłowienie sobie wartości daru życia może pomóc w bardziej świadomym spędzaniu czasu z naszymi pociechami (piękne określenie, ale niestety coraz rzadsze) oraz w podjęciu wysiłku wejścia w świat ich zainteresowań i problemów.  

Za słabi, za silni, w sam raz

Kolejnym problemem rodzicielskim jest umiejętność wyważenia nacisku, który wywiera się na dzieci w celu przekazania im światopoglądu i zasad etycznych.

Rodzic „zbyt silny” może spowodować u dzieci dwie skrajne reakcje:

·        U dziecka może nastąpić „złamanie” charakteru, co uniemożliwi mu zbudowanie samodzielnej i harmonijnej osobowości; całe życie będzie ono podążać szlakiem wytyczonym przez rodziców i nawet wiara będzie dla niego głównie trwaniem przy tradycji ojców, a nie własnym, z głębi serca płynącym wyborem. Tymczasem w słowach:kto nie ma 
w nienawiści ojca, matki, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem 
Mistrz z Nazaretu wskazał, że człowiek musi samodzielnie zbudować swój własny światopogląd i nikt – nawet rodzic – nie może go w tym wyręczyć.

·        Dziecko o silniejszej osobowości zbuntuje się i odrzuci wszystko, co starano się mu wpoić. Także w tym przypadku nie idzie ono własną drogą, lecz jedynie neguje wyniesione z domu zasady wychowawcze.

Z kolei rodzic „zbyt słaby” – nie wytyczający w domu jasnych reguł (hołdujący zasadom tzw. „wychowania bezstresowego”) – sprawia, że dziecko nie będzie uznawało w życiu żadnej zwierzchności. Ów stan wiecznego konfliktu ze wszystkimi, którzy zajmują wyższe miejsce w hierarchii, znajdzie w dorosłym życiu swoje odzwierciedlenie w nieumiejętności funkcjonowania w relacjach służbowych.

Niestety nie istnieją na tyle jasne kryteria, które byłyby zdolne wskazać, którędy biegnie granica pozwalająca uniknąć przesady w którymkolwiek kierunku. Każdy z rodziców musi w tej kwestii kierować się własnym rozeznaniem.

To, co najlepsze

Wielu rodziców zastanawia się często, co może być najlepszym darem dla dziecka. Zwykło się mniemać, że chodzi tu o wykształcenie. Tymczasem okazuje się, że odpowiedź jest zgoła odmienna: najcenniejszym darem dla dzieci są nasze dobre relacje ze współmałżonkiem! Tylko w atmosferze harmonii małżeńskiej można mówić o emocjonalnym zdrowiu dzieci. Sytuacja, w której więź emocjonalna pomiędzy którymś z rodziców a dzieckiem jest silniejsza od więzi między małżonkami, prowadzi do patologii. Skrajny i najbardziej wyniszczający układ ma miejsce wtedy, gdy rodzice walczą o względy dziecka, starając się je przeciągnąć – każde na swoją stronę. Tak więc, im bardziej zależy nam na szczęściu naszego dziecka, tym mocniej dbajmy o harmonię w naszym małżeństwie. W ten sposób damy dziecku, bezwzględnie potrzebne mu do właściwego rozwoju, poczucie bezpieczeństwa, nie mówiąc już o dobrym przykładzie, na którym – miejmy nadzieję – zbuduje kiedyś własne, rodzinne szczęście.

Wolność

Rodzicom bardzo trudno dorosnąć do tego, by umożliwić dzieciom działanie w przestrzeni dobrze rozumianej wolności (choćby w zakresie ich własnych wyborów życiowych, dotyczących wykształcenia, zawodu czy powołania, nie mówiąc już o sprawach pomniejszych: upodobań dotyczących ubrania, muzyki itp.).

Najważniejsze jest, by nasze dzieci na jakimś etapie swego życia dokonały samodzielnego i świadomego przyjęcia przesłania Jezusa i, korzystając z wolności, którą ludzi obdarował sam Bóg Ojciec, uznały je za własne. Tego wyboru nie możemy im narzucić, możemy jednak w jego dokonaniu pomóc, dając dobry przykład. Im więcej darów Bożych, takich jak ufność czy pokój ducha, uwidoczni się w naszym życiu, tym większe prawdopodobieństwo, że dzieci pójdą właściwą drogą, którą poznały.

Samodzielność życiowa dzieci powinna być naszym celem wychowawczym. Tylko wtedy, kiedy ją osiągną, będziemy mogli – spokojni o nie – opuszczać ten świat!  

Dzieci nie są gwoźdźmi

Dzieci nie są gwoźdźmi – napisał Ojciec Pio. Nawet kiedy jako nastolatki „punktują” nas bezwzględnie, wskazując niewierność ideałom. Bo czyż nie okazuje się wówczas, że są darem tym cenniejszym? Być może przez ich młodzieńczą bezkompromisowość przemawia do nas Bóg, by uwrażliwić nasze sumienia?

„Głos Ojca Pio” (34, lipiec/sierpień 2005)

Opublikowano za zgodą