Narzeczeństwo
PRZYGOTOWANIE DO ŻYCIA MAŁŻEŃSKIEGO — NARZECZEŃSTWO
Przede wszystkim od rodziny, w której wychowali się przyszli małżonkowie, zależy ich przygotowanie do życia wspólnego. Ona to bowiem kształtuje różne postawy życiowe, mające wpływ na życie przyszłego małżeństwa i nowej rodziny. Nie tylko inni jednak nas formują. Człowiek sam też posiada zdolność kształtowania siebie, swojego charakteru, postaw życiowych przez pracę nad sobą, stanowiącą współdziałanie z łaską daną nam przez Boga. Dlatego też każdy jest odpowiedzialny za właściwe przygotowanie się do małżeństwa.
Na czym polega przygotowanie się do małżeństwa?
Łk 6,31-33; Rz 15,3; 12,15-16
W małżeństwo każdy wnosi swoją osobowość, wychowanie, a przede wszystkim to, kim jest dzięki współdziałaniu z łaską Bożą i pracy nad sobą. Dobrze przygotuje się do życia małżeńskiego i rodzinnego ten, kto ciągle troszczy się o wzrost swojej miłości, kto ustawicznie uwrażliwia się na potrzeby drugiego człowieka, stara się mu służyć i uszczęśliwiać go. „Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie” (Łk 6,31) - to jedna z tych zasad podanych przez Chrystusa, których stosowanie w życiu umożliwi prawidłowe przygotowanie się do wspólnotowego życia małżeńskiego. Cenną wskazówkę daje św. Paweł mówiąc: „Niech każdy z nas stara się o to, co dla bliźniego dogodne - dla jego dobra, dla zbudowania. Przecież i Chrystus nie szukał tego, co było dogodne dla Niego” (Rz 15,2-3). Tak więc przygotowuje się do małżeństwa ten, kto otwiera się ustawicznie na innych, wyzbywa się egoizmu, bierze odpowiedzialność za los drugiego człowieka, jego szczęście i zbawienie.
W życiu codziennym, a w szczególności w małżeństwie, ważna jest też umiejętność odczytywania przeżyć drugiej osoby, jej uczuć, współodczuwanie z innymi, o czym wspomina św. Paweł: „Weselcie się tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą. Bądźcie zgodni we wzajemnych uczuciach” (Rz 12,15-16). Tę umiejętność trzeba w sobie ciągle rozwijać przez zastanawianie się nad tym, co inni przeżywają, jakie mają radości i kłopoty oraz jakie uczucia my sami w nich wywołujemy przez nasz sposób traktowania ich, mówienia, bycia, ton mówienia itp. Rodzice powinni rozwijać w swoich dzieciach umiejętność wczuwania się w innych, czyli tzw. zdolność empatii.
Małżeństwo jest związkiem miłości osób równych sobie, jest związkiem partnerskim, w który każdy winien coś wnieść. Przygotowanie do tak pojętego małżeństwa wymaga wyrobienia w sobie poczucia wartości dla płci przeciwnej, wyzbycia się poczucia wyższości i różnych form niedoceniania drugiego. Zagraża trwałości przyszłej rodziny wniesienie w nią mentalności „pana”, który wymaga obsługiwania ze strony innych. Przeciwnie, wyrabianie w sobie od dzieciństwa postawy zaradności życiowej, troskliwości o innych sprzyjać będzie szczęściu przyszłego małżeństwa.
Prawidłowe, wyrażające miłość, seksualne współżycie małżeńskie wymaga umiejętności koncentrowania się na drugiej osobie, odczytywania jej przeżyć. Zagrożeniem w wyrabianiu podobnej umiejętności może być uprawianie samogwałtu oraz innych form autoerotyzmu, w którym cała uwaga człowieka skoncentrowana jest na sobie, na swoi przeżywaniu, na szukaniu samozadowolenia, np. poprzez myśli i spojrzenia o charakterze erotycznym, pożądliwym. Miłość wymaga dawania i dzielenia się. Nie rozwija jej zadowalanie siebie samego „przy pomocy drugiego”, nawet jeśli dzieje się to tylko w sferze wyobrażeń. Rozwija natomiast miłość modlitwa za osoby płci przeciwnej, myślenie z szacunkiem o funkcji macierzyństwa i ojcostwa, uwielbianie Boga za piękno człowieka i jego ciała, np. za piękno osób spotykanych na ulicy, które nam się podobają. Taka modlitwa jest formą dawania, czyli miłości, i chroni przed konsumpcyjnym podejściem do drugiej osoby, zwłaszcza do jej ciała.
Los przyszłego małżeństwa w dużej mierze zależeć będzie od wychowania, jakie przyszli małżonkowie otrzymali w swoim domu rodzinnym, od wzorów zachowań, jakie zaobserwowali u swoich rodziców. Dlatego też oni to właśnie powinni tak wychowywać swoje dzieci, aby formował się w nich duch miłości, odpowiedzialności za innych, umiejętność ponoszenia ofiar, a także zdolność współodczuwania z innymi. W ten sposób dobrze przygotują swe dzieci do życia w małżeństwie.
Oprócz postaw wyrabianych przez wychowanie i pracę nad sobą bardzo pomocne dla życia przyszłej rodziny może być zdobycie odpowiedniej wiedzy teoretycznej o małżeństwie. Z tego względu korzystne będzie zapoznanie się z literaturą dotyczącą zagadnień rodzinnych, a także z pracami z dziedziny pedagogiki i psychologii.
Jaką formę powinna przyjąć miłość narzeczeńska?
Kol 3,12-17
Okres narzeczeński ma być nie tylko czasem poznania przyszłego współmałżonka, jego charakteru, wychowania, światopoglądu, ale również — okresem formowania się i doskonalenia miłości, która musi się przez całe życie w dalszym ciągu rozwijać. Miłość między mężczyzną i kobietą zawiera na ogół — szczególnie w okresie narzeczeństwa — element silnego oczarowania sobą. Temu uczuciu towarzyszy pragnienie uszczęśliwiania drugiego, obdarowywania go swymi uczuciami, samym sobą. Drugim składnikiem tej miłości jest pragnienie ukochanej osoby, jej uczuć, sympatii, jej obecności, bliskości fizycznej i duchowej. Człowiek jest istotą cielesno-duchową, dlatego i jego miłość przyjmuje taką samą formę: duchowe nastawienie musi ujawniać się w pewnych cielesnych, odbieranych przez drugiego formach, np. w czułych, życzliwych słowach, spojrzeniu, gestach, dotyku itp. Przez cielesne gesty miłość nie tylko się wyraża, ale również się pogłębia. W małżeństwie jednym ze sposobów wyrażania i pogłębiania miłości jest stosunek seksualny. Powstaje pytanie, jaki duchowo-cielesny kształt powinna przyjąć miłość narzeczeńska, aby doskonaliła się i przygotowywała narzeczonych do przyszłego życia małżeńskiego? Kościół zdecydowanie odrzuca przedmałżeńskie stosunki seksualne, jako nieodpowiedni z wielu względów sposób wyrażania miłości narzeczeńskiej, co zostanie omówione później. Nie godząc się na stosunki pozamałżeńskie, Kościół nie potępia jednak wszelkich w ogóle sposobów cielesnego ujawniania swej miłości do drugiego człowieka. Kościół nie gardzi ludzkim ciałem, dlatego że pochodzi ono od Boga, jest takie, jakiego On .chciał, i pozwala człowiekowi wyrażać swoją miłość, a także ją umacniać. Tylko przez ciało można drugiej osobie zakomunikować swoją miłość. Cielesny wymiar posiadają przecież wypowiadane życzliwe słowa, gesty, uśmiech, uścisk, wyświadczanie komuś jakiejś przysługi, okazanie pomocy itp. Bez tych widzialnych i cielesnych form ujawniania miłości nie wiedzielibyśmy, że inni nas kochają. Gdy brak tych zewnętrznych objawów miłości, może się pojawić w nas wątpliwość, czy inni faktycznie nas kochają.
Okres narzeczeński wymaga takich form miłości, które przygotowują najlepiej do życia małżeńskiego. Istotą miłości jest służba drugiemu, chęć uszczęśliwiania go, ubogacania, rozwijania. Narzeczeństwo powinno doprowadzić ten wymiar miłości do najpełniejszego rozkwitu. Potrzebne są zatem takie widzialne formy miłości, które tę służbę ukazują, które ujawniają szczerą chęć obdarowywania drugiego. Konkretne działanie ubogacające drugiego człowieka, każda pożyteczna rozmowa są wyrazem tej miłości i zatroskania o kogoś.
Składnikiem miłości jest również życzliwość, zachwyt drugim człowiekiem, czułość. Słusznie zauważa Wanda Półtawska, że okres narzeczeński powinien być uczeniem się wyrażania w widzialnych formach wzajemnej czułości, gdyż to uczucie będzie potrzebne także w przyszłym życiu małżeńskim. Czułość bowiem odnosi się do drugiej osoby, stawia ją w centrum uwagi. W okazywaniu czułości ujawnia się podziw dla kochanego człowieka, uznanie jego wartości. Czułość nie zagarnia dla siebie drugiego człowieka, jest bowiem klimatem serdecznej troski o niego. Czułość może się wyrazić na różne sposoby, w spojrzeniu, w serdecznych słowach, w tonie mówienia, w używanych sformułowaniach, zdrobnieniach, słowach uznania, podziwu, dowartościowania, doceniania, w czułych gestach. „Czułe gesty mogą być przeróżne: od prostego gestu dotknięcia ręki — pogłaskał jej włosy, od trzymania się za rękę, do różnych wyrazów. Czułość tak jak i pożądanie może objąć całe ciało. Można czule traktować całego człowieka całym sobą. Intuicja miłości powinna podszepnąć, jakie mogą być te gesty”(1).
Prawdziwa miłość nie spieszy się jednak do gestów, bo jest radością bycia obok ukochanej osoby. To milczące trwanie przy drugim może być bardzo wymownym i pełnym treści wyrazem miłości.
Podkreślając wagę rozwoju czułości i szukania odpowiednich form jej wyrazu, Wanda Półtawska zwraca równocześnie uwagę na konieczność uczenia się opanowywania pożądliwości, pragnącej w egoistyczny sposób zawładnąć drugim, zagarnąć go dla siebie. Najwyższą formą tej pożądliwości byłby przedmałżeński stosunek seksualny. „Pożądanie sobie chce przynieść radość, zmierza ku własnemu zadowoleniu i dla siebie chce ekstazy przeżycia, natomiast czułość wyraża troskę o kochanego człowieka. Czułość jest zarazem i doznaniem i obdarowaniem drugiego, czułość odnosi się do drugiej osoby i tę drugą stawia w centrum uwagi - pożądanie siebie stawia w centrum, a czułość drugiego. Czułość jest dowartościowaniem człowieka i dlatego tak bardzo jest potrzebą człowieka w ogóle, a w XX wieku właśnie młodego człowieka, który jest niepewny jeszcze swej wartości”(2). Ciągle doskonaląca się miłość wymaga ustawicznego przezwyciężania skłonności do egoistycznego zaspokajania swoich potrzeb seksualnych bez liczenia się z drugim człowiekiem. Problem ten jest aktualny nie tylko w okresie narzeczeńskim, ale również i w małżeństwie. Wzrastanie w miłości ma się też ujawniać w rozwijaniu czułości, a przede wszystkim w umiejętności ofiarnego służenia drugiemu w różnych sytuacjach życiowych.
Na czym polega doskonalenie miłości narzeczeńskiej?
1 Kor 13,4-8
Bóg powołał człowieka do miłości. Przez całe życie powinien on ją doskonalić. Miłość jest troską o drugiego człowieka, o jego rozwój, pomyślność, jest służbą zmierzającą do ubogacenia drugiej osoby i uszczęśliwienia jej. Ten sam rys miłości można odnaleźć także w miłości narzeczeńskiej: młodzi chcą się wzajemnie uszczęśliwiać, obdarowywać. Doskonalić miłość — to ciągle na nowo uczyć się ofiarnej służby, zdobywać się na coraz to nowe formy udzielania drugiemu pomocy w jego powodzeniach i niepowodzeniach, w radościach i smutkach. Do takiej miłości wzywa Chrystus wszystkich bez wyjątku ludzi, w tym również małżonków i narzeczonych.
Charakterystyczną cechą miłości narzeczeńskiej jest mniejsze lub większe oczarowanie drugim człowiekiem, uczuciowe zafascynowanie nim. Jest to pewien stan, który może w przyszłości zaniknąć lub przemienić się w inne uczucie, w głębokie przywiązanie do drugiej osoby połączone z wielką troską o nią. Oczarowanie uczuciowe zanika tym szybciej, im bardziej powierzchowny był powód owej fascynacji, np. czyjś wygląd, zgrabna figura itp. Trwalsze może być oczarowanie czyimś charakterem, dobrocią, zaletami, ale i ono może ulec osłabieniu wskutek przyzwyczajenia się do kogoś, ciągłego przebywania z wybranym towarzyszem życia, którego słabości, wady i przykre nawyki dobrze się poznało. Prawdziwa miłość potrafi jednak przetrwać pomimo „rozczarowania się” drugim człowiekiem. Przetrwa zaś, o ile człowiek zrozumie, że jego towarzysz życia, pełen wad i niedoskonałości, jest osobą „poranioną”, potrzebującą pomocnej dłoni i wsparcia. Choć uczuciowa fascynacja drugim słabnie, może być pielęgnowane i stale rozwijane inne „oczarowanie” drugim, wypływające z głębokiej wiary w jego godność i w jego łączność z Bogiem. Spojrzenie wiary zapewnia stałe fascynowanie się drugą osobą, nawet jeśli mija stan „zakochania się”. To spojrzenie wiary polega na zauważaniu w drugim istoty powołanej do życia przez Boga, umiłowanej przez Niego, noszącej w sobie Jego obraz i podobieństwo, pomimo słabości i grzeszności, na doszukiwaniu się w nim łaski Chrystusa. Zafascynowanie człowiekiem, choć bardzo różne od „zakochania się”, przetrwa, jeśli będziemy w nim zauważać kogoś, w kim Chrystus chce być bez reszty obecny, kim chce całkowicie zawładnąć.
Literatura na temat przekształcania się i rozwoju uczuć w życiu małżeńskim:
E. Sujak, Życie jako zadanie. Warszawa 1978, s.76—90.
Miłość, małżeństwo, rodzina. Praca zbiorowa, Kraków 1978, s.221-276. E. Sujak, Klimat uczuciowy życia rodziny, w: Spojrzenia na współczesną rodzinę w Polsce, Praca zbiorowa. Warszawa 1981, s.80—90.
Oprócz pragnienia uszczęśliwiania, zafascynowania drugim człowiekiem, w miłości narzeczeńskiej obecne jest również pragnienie „posiadania” go, bliskości duchowej i fizycznej: zakochani chcą być razem, blisko siebie, odczuwać obecność drugiego. To pragnienie bliskości może przyjąć mniej lub bardziej wyraźną formę pożądania drugiej osoby dla zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych. Tak więc pragnienie, by kochać, uszczęśliwiać kogoś, łączy się z drugim: być kochanym, uszczęśliwianym i zaspokajanym przez umiłowaną osobę. W niedojrzałej, rozwijającej się dopiero miłości ten drugi element przeważa nad pierwszym: człowiek pomaga drugiemu, chce go uszczęśliwiać, aby w zamian za to być kochanym, uszczęśliwianym i zaspokajanym. Doskonalenie miłości polega na dążeniu do coraz większej bezinteresowności, na szanowaniu wolności drugiego, jego decyzji, nawet jeśli będzie się to wiązać z wielkimi ofiarami z naszej strony. Przykład takiej bezinteresownej miłości daje nam Bóg, który szuka tylko naszego szczęścia, ciągle nam pomaga, chce też naszej wzajemności, choć nie wymaga jej brutalnie, pozostawiając naszej wolnej woli ostateczną decyzję.
Miłość mężczyzny i kobiety, oprócz uczuciowego zafascynowania sobą, pragnienia uszczęśliwiania się nawzajem, zawiera także — mniejsze lub większe — pragnienie oddania się i posiadania drugiego przez stosunek seksualny. Ze względu jednak na wielkie zło, jakie można spowodować przez współżycie przedmałżeńskie, to pragnienie powinno być opanowywane i kontrolowane. Warto zaznaczyć, że może nieraz dojść do stosunku seksualnego między chłopcem a dziewczyną wskutek pewnego nieporozumienia i nieznajomości prawdziwych pragnień drugiej osoby. Otóż — nie zdając sobie sprawy z odmienności psychiki kobiecej — chłopiec sądzi nieraz, że dziewczyna prowokuje go do stosunku seksualnego, gdy tymczasem w rzeczywistości jest to tylko mylne tłumaczenie sobie jej zachowania. Dziewczyna pragnie zainteresować go sobą, pozyskać jego uczucia i nic więcej, a chłopak sądzi, że szuka ona współżycia seksualnego, czy nawet wręcz go do tego prowokuje. Niewłaściwie odczytując zamiary dziewczyny, chłopak może faktycznie doprowadzić do stosunku, mając przy tym wewnętrzne przekonanie, że spełnia tylko jej wyraźne życzenia. Aby uniknąć tego rodzaju sytuacji, dziewczęta powinny dać chłopcu wyraźnie do zrozumienia, że nie chcą stosunków seksualnych, że pragną tylko jego uczucia, serdeczności, czułości. Nie tylko nie zniszczą przez to miłości chłopca, ale uświadomią mu różnicę zachowań seksualnych mężczyzny i kobiety, o której może on nic nie wiedzieć, i właściwie pokierują rozwojem miłości. Chłopcy powinni sobie uświadomić, że dziewczęta na ogół nie pragną współżycia seksualnego, szukają natomiast ich odzewu uczuciowego, życzliwości, serca. Jeśli chłopak prawdziwie kocha dziewczynę, potrafi na tyle panować nad sobą, aby nie doprowadzać do stosunku, i nie przestanie jej kochać za to, że nie godzi się zdecydowanie na przedmałżeńskie współżycie seksualne. Jeśliby zaś ją z tego powodu porzucił, znaczyłoby to, że wcale jej nie kochał, lecz szukał tylko jej ciała dla samozadowolenia. Prawdziwe uczucie do dziewczyny ułatwia chłopcu opanowanie dążenia do stosunku i nigdy nie zezwoli, by wymagać od niej „dowodów miłości” przez zupełne oddanie się mu. Tylko tam, gdzie miłość jest słaba lub nieobecna, pożądanie natomiast—silne, pojawia się domaganie się współżycia seksualnego.
Literatura na temat odmienności popędu seksualnego mężczyzny i kobiety:
Miłość, małżeństwo, rodzina. Praca zbiorowa, Kraków 1978, s.21-71.
E. Sujak, Życie jako zadanie. Warszawa 1978, s.63-71.
Spojrzenia na współczesną rodzinę w Polsce, Praca zbiorowa. Warszawa 1981, s.91-111.
Dlaczego Kościół sprzeciwia się stosunkom przedmałżeńskim i wszelkim małżeństwom „na próbę”?
1 Kor 6,19-20
Coś jest złem nie dlatego, że zostało zakazane przez Kościół, ale odwrotnie — Kościół zakazuje tego, co faktycznie jest złem. W sensie moralnym złem, czyli grzechem, jest świadoma i dobrowolna decyzja, opowiedzenie się za czymś, co zaprzecza miłości. Jeśli Kościół sprzeciwia się stosunkom przedmałżeńskim i pozamałżeńskim, to czyni tak dlatego, że nie służą one rozwojowi autentycznej miłości. Kościół odrzuca wszelkie stosunki i małżeństwa „na próbę” dlatego, że krzywdzą one człowieka. Wskutek współżycia przedmałżeńskiego, nawet w celu „lepszego poznania się”, szkodę ponosi kobieta, mężczyzna i ewentualnie dziecko.
Współżycie przedmałżeńskie „na próbę” jest niemoralne dlatego, że zaprzecza miłości. Jej natura bowiem wymaga trwałości, stałego zaangażowania się, odpowiedzialności za drugiego. Czymś sprzecznym z miłością byłoby małżeństwo „czasowe”, „na próbę”, by przekonać się „czy sobie odpowiadamy pod względem erotycznym”. Drugi człowiek, będący największą wartością na ziemi, nie może być traktowany jak przedmiot, rzecz, zabawka, jak towar kupowany w sklepie, który w każdej chwili można „wymienić”, zastąpić innym, bardziej „odpowiednim”.
Zwolennicy małżeństwa „na próbę” zapominają o tym, że człowiek jest istotą ciągle się formującą. Wszelkie kontakty z innymi, porażki i zwycięstwa kształtują jego psychikę, wpływają na postawy zajmowane wobec innych, utrwalają zaufanie lub nieufność do bliźnich. Bóg chce, aby ludzie zakładający rodzinę współpracowali w formowaniu wspólnoty, korzystając ze wszystkich łask i pomocy, jakie On sam im ofiaruje, aby przezwyciężali różne kryzysy życia wspólnego. Nastawienie, że jakiś związek jest tymczasowy, „na próbę”, nie dopingowałby nikogo do dania z siebie wszystkiego, by wzajemne więzy się ciągle pogłębiały.
Rozpoczęcie współżycia seksualnego przed ślubem powoduje różnorodne szkody, dlatego Kościół nie godzi się na nie. Zło jest szczególnie duże, gdy „próbny związek” rozpada się. Nieudane doświadczenie zapisuje się w psychice ludzkiej głównie w postaci nieufności do innych. Prawdziwą tragedią dla kobiety może być to, że po zgodzie na stosunek została porzucona przez mężczyznę. Poczucie doznanej krzywdy, żalu, zawodu uczuciowego może się utrwalić na całe życie i ujawniać w braku zaufania do każdego mężczyzny, w tym również do przyszłego męża, o ile wyjdzie jeszcze za mąż. Wytworzona postawa nieufności nie będzie sprzyjać wytwarzaniu więzów duchowych, tak potrzebnych w małżeństwie. Rozpadający się „próbny związek” pozostawi zawsze ślady w psychice partnerów. Takim śladem może być utrwalone, podświadome przekonanie, że nikomu nie warto wierzyć, ufać, nikogo nie warto prawdziwie pokochać, bo to zbyt bolesne i nieopłacalne. Rozpad związku „na próbę” może pogłębić także poczucie małej wartości, przekonanie, że jest się niegodnym czyjejś miłości, niezdolnym do niej. Jeśli dziewczyna, pod wpływem uczucia, „nawiąże po raz pierwszy intymny stosunek, a po pewnym czasie zauważy z przestrachem, że coś w nim nieuchronnie się psuje, to szczęście pierwszej fazy zostanie zniszczone przez gorycz rozstania i ostateczna refleksja będzie wyraźnie negatywna: «Jakże byłam naiwna tak ufając miłości”. Przy następnym przeżyciu ta młoda osoba będzie już «mądrzejsza»,jej poglądy ulegną swoistej ewolucji, aż wreszcie łatwo dojść może do całkiem już cynicznego kolekcjonowania erotycznych przygód — trudno to jednak nazwać czymś pięknym i wzbogacającym”.(3)
Z pewnością nie wzbogaci ewentualnego, przyszłego małżeństwa wniesienie w nie takiej mentalności lub też postawy nieufności i wrogości wobec innych, utrwalone przez nieudane stosunki przedmałżeńskie i doznane zawody.
Szczególnie niekorzystny wpływ na psychikę mogą mieć stosunki seksualne podjęte w zbyt młodym wieku. Rozpoczęcie życia seksualnego z partnerami niezdolnymi do miłości uczuciowej z powodu niepełnej dojrzałości może spowodować uraz psychiczny u dziewcząt. Dojrzewający bowiem chłopiec o wiele wcześniej zdolny jest do życia seksualnego niż do miłości uczuciowej, na którą czekała dziewczyna. Powodem płytkości przeżywania stosunku może być również młody wiek dziewczyny. Podobne współżycie może zaciążyć na całym przyszłym życiu mężczyzny i kobiety. Współżycie to bowiem staje się źródłem „nieuniknionych konfliktów, a nawet tragedii, zwłaszcza dla dziewczyny, która poświęcając się dla chłopca i godząc się na współżycie, jeszcze niezdolna do pozytywnych przeżyć seksualnych, oczekuje odzewu uczuciowego i szczęścia duchowego”. To poczucie zawodu i żalu, utrwali się w psychice i będzie kształtować dalsze poglądy i przyszłe postępowanie. Pierwsze przeżycia bowiem są najsilniejsze. Wskutek „próbnych” stosunków oraz współżycia w zbyt młodym wieku „rodzą się cyniczni podrywacze, zimne kokietki i różnego rodzaju łowcy orgazmów, którzy swój prymitywny i wulgarny erotyzm wnoszą później w swoje małżeństwo”. Wszystkie „próbne”, przygodne i nietrwałe związki seksualne wytwarzają przekonanie, że prawdziwa miłość nie istnieje, że nie można z nikim nawiązać prawdziwej więzi emocjonalnej, że nie warto nikogo prawdziwie pokochać.
Rozpoczęcie współżycia seksualnego przed małżeństwem może wywrzeć niekorzystne skutki psychiczne nawet w tym wypadku, gdy znajomość zakończy się ślubem. Samo podejście do współżycia jako do „próbnego”, „w celu przekonania się, czy drugi mi odpowiada”, wywołuje złe skutki psychiczne, gdyż uczy konsumpcyjnego, egoistycznego podejścia do drugiej osoby, degraduje ją do roli przedmiotu, przy pomocy którego można doznać satysfakcji seksualnej. Takie podejście jest niemoralne, sprzeczne z miłością. Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że taka egoistyczna postawa może zostać wniesiona również w przyszłe małżeństwo. Samo nastawienie, że można kogoś porzucić, o ile nie będzie mi odpowiadał pod względem erotycznym, przeczy autentycznej miłości, będącej pragnieniem uszczęśliwiania drugiego i służenia mu.
Innym niekorzystnym skutkiem, spowodowanym przez przedmałżeńskie stosunki seksualne, może być przyszła niechęć do życia seksualnego, niepokój i lęk przed ciążą. Psychologia poucza, że pierwsze wrażenia są najtrwalsze i mocno się zapisują w psychice. Stosunki przedmałżeńskie mogą na trwałe zapisać w psychice to, co im towarzyszyło: lęk przed zajściem w ciążę, niepokój, poczucie poniżenia, wykorzystania przez partnera, winy, wstydu. Te przykre wrażenia związane z pierwszymi stosunkami seksualnymi mogą się odradzać w późniejszych przeżyciach seksualnych, w których będzie się wracać do „złych” wspomnień. „Nie ma sposobu wymazania z pamięci kobiety wrażenia pierwszego stosunku seksualnego. Powstaje jakby impregnacja, uraz, który może pozostać w psychice na całe życie i spowodować niewłaściwą urazową postawę wobec przeżyć seksualnych w ogóle, a zdarza się tak, gdy ten moment jest przeżyty w sposób negatywny, z poczuciem winy, poczuciem krzywdy, wstydu, żalu lub choćby niepokoju”. Przykre przeżycia towarzyszące współżyciu seksualnemu nie wpłyną korzystnie na tworzenie się jedności duchowej w małżeństwie, nawet jeśli narzeczeni pobiorą się.
Przedmałżeńskie stosunki seksualne mogą doprowadzić do jeszcze jednego obciążenia psychicznego, którym będzie negatywne nastawienie do ciąży. Ma to swoje uzasadnienie psychologiczne we wspomnianym już wyżej prawie pierwszych skojarzeń, które zapisują się na trwałe w psychice. Z pierwszymi zaś przedmałżeńskimi stosunkami seksualnymi zazwyczaj łączy się lęk przed poczęciem dziecka. Ta obawa przed ciążą i dzieckiem może się utrwalić tak u mężczyzny, jak i u kobiety, pojawiając się przy każdym przyszłym, nawet małżeńskim współżyciu. Tragedia pogłębia się, gdy dziecko faktycznie zostanie poczęte i przyjęte jako „ciężar” lub też zabite przez przerwanie ciąży. Ten ostatni czyn mocno obciąża psychikę kobiety, która zamiast matką, czuje się dzieciobójczynią.
Nie można przyjąć ani współżycia przedmałżeńskiego, ani małżeństw „na próbę” także ze względu na dobro dzieci, które mogą się narodzić. Żadne dziecko nie może być rezultatem „próbowania się” partnerów seksualnych. Dziecko jest wartością, która ma być świadomie przyjęta, ma być kochane i nigdy nie może być traktowane jako „zło konieczne”.
Dla wierzącego człowieka istnieje jeszcze jeden argument, natury teologicznej, przemawiający za współżyciem seksualnym wyłącznie w małżeństwie. Otóż zjednoczenie fizyczne wymaga nie tylko zjednoczenia serc przez ludzką miłość, ale również -wyjątkowej więzi nadprzyrodzonej, wytwarzanej przez sakrament małżeństwa. Więzią tą jest udział małżonków w nadprzyrodzonej jedności, istniejącej między Jezusem i Jego Kościołem. Mężczyzna i kobieta mogą współżyć ze sobą seksualnie, gdy ich ludzka miłość zostanie umocniona miłością Chrystusa, co dokonuje się w sakramencie małżeństwa.
Tak więc Kościół, choć akceptuje wartość ciała i cielesnych form wyrażania wzajemnej miłości, przeciwstawia się stosunkom pozamałżeńskim nie dlatego, by przeszkadzać człowiekowi w osiągnięciu szczęścia, ale dlatego, że stosunki te, wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu, nie tylko trwałego szczęścia nie zapewniają, ale każą płacić różnymi bolesnymi komplikacjami, mogącymi się ujawnić dopiero po wielu latach. Nieraz trudno się dopatrzeć zła w stosunkach przedmałżeńskich dlatego, że ich bolesne następstwa pojawiają się dopiero po jakimś czasie, jak gdyby bez powodu, „nie wiadomo skąd”. Za stosunki seksualne przedmałżeńskie zbyt wiele się płaci, gdyż pozostawiają one trwałe ślady w psychice. Szczególnie płaci za nie kobieta, a nierzadko także i dziecko. Odbijają się one w jakiś sposób na przyszłym życiu rodzinnym, na głębi więzów i na trwałości małżeństwa.
Literatura na temat szkodliwości stosunków pozamałżeńskich:
K. Wiśniewska-Roszkowska, Problemy etyki seksualnej, w. Spojrzenia na współczesną rodzinę w Polsce, Praca zbiorowa. Warszawa 1981, s.91—112.
W. Półtawska, Prawidłowy start, w: Miłość, małżeństwo, rodzina, Praca zbiorowa, Kraków 1978, s.21-71.
E. Sujak, Życie jako zadanie. Warszawa 1978, s.63-71.
Co sądzić o tworzeniu się „par” wśród młodzieży?
Człowiek rozwija się przez kontakt z drugą osobą, tak z mężczyzną, jak i z kobietą. Każde spotkanie może być ubogacające, przyczyniać się do wszechstronnego rozwoju człowieka. Istnieją jednak takie formy spotkań, które zamykają na innych ludzi lub też wszystko zawężają tylko do spraw seksualnych. I jedne, i drugie mogą zubożyć osobowość człowieka. Zwłaszcza młodej, rozwijającej się osobie - tak chłopcu, jak i dziewczynie - potrzebny jest szeroki kontakt z wieloma rówieśnikami, potrzebne są kontakty z kolegami i koleżankami, przyjaźnie. Rozmowy, spotkania z różnymi ludźmi mogą ubogacać duchowo. Jeśli natomiast dorastający chłopak zawęża swoje kontakty z innymi do dziewczyny, z którą „chodzi” na sposób narzeczeński, lub dziewczyna spotyka się tylko „ze swoim” chłopakiem, dokonuje się ich wewnętrzne zubożenie. Traktując swoje spotkania na sposób narzeczeński, izolują się od ludzi, chcą być sami. Nawet gdy nie dochodzi między nimi do współżycia seksualnego, samo to odizolowanie zubaża ich. „Nie widzieć świata” poza jedną osobą staje się zagrożeniem dla pełnego rozwoju dorastającego człowieka, który powinien się ubogacać przez kontakt z wieloma kolegami i koleżankami. Jeżeli młodzież rozpoczyna wczesne współżycie seksualne, zubożenie duchowe może być jeszcze większe. W takim bowiem wypadku kontakt między chłopakiem a dziewczyną nie tylko izoluje ich od innych ludzi, od których sami się oddalają, ale ponadto wszystko w ich życiu sprowadza się do spraw erotycznych, spychających na dalszy plan inne formy ubogacania się duchowego, jakie stwarza każde spotkanie z drugą osobą. Rozpoczęcie przez młodzież współżycia seksualnego naraża je ponadto na omówione już uprzednio ujemne konsekwencje stosunków przedmałżeńskich, takie jak: zwątpienie w prawdziwą miłość, utrata zaufania do drugiego człowieka, przeżywanie stanów lękowych przy późniejszych stosunkach, patologiczny lęk przed zajściem w ciążę nawet w małżeństwie, zabicie poczętego dziecka.
Na czym polega konflikt i w jaki sposób można go rozwiązać?
Łk 2,41-50
Konflikt to zderzenie się różnych pragnień, dążeń, potrzeb życiowych, ocen, działań itp., np. jeden chce pójść do teatru, a drugi — do kina. Ponieważ ludzie są bardzo zróżnicowani, dlatego konflikty są nieuniknione. Właściwe rozwiązanie sytuacji konfliktowej może bardzo ubogacić osobowość człowieka i pogłębić jego miłość do drugiej osoby. Konflikt nierozwiązany rodzi niechęć do drugiego, ciche żale, pretensje, wzmaga agresywne zachowanie, rodzi napięcia. Oto kilka zasad pomocnych w rozwiązywaniu sytuacji konfliktowych.
Przede wszystkim trzeba dużo rozmawiać z osobą, z którą popadło się w konflikt. Nie odkładać spraw drażliwych „na potem”, gdyż będą się nawarstwiać, rodzić wzajemną niechęć i doprowadzą do wybuchów gniewu i kłótni. W trakcie rozmowy trzeba przede wszystkim starać się zrozumieć, o co chodzi drugiej osobie, trzeba wczuć się w jej sytuację, np. dlaczego chce iść do kina, a nie do teatru, dlaczego chce odwiedzić koleżankę, zamiast słuchać ze mną płyt, dlaczego nie chce przyjść na umówione spotkanie, którego ja bardzo pragnę itp. Ta próba zrozumienia drugiego, wczuwania się w jego sytuację, zobaczenie świata „jego oczyma” jest podstawą rozwiązania sytuacji konfliktowej. Najczęściej jednak w wypadku konfliktu gorączkowo przedstawiamy argumenty uzasadniające nasze stanowisko, nasze potrzeby i pragnienia, usiłując skłonić drugiego do ustępstwa, do przyznania nam racji.
Przy rozwiązywaniu sytuacji konfliktowej ważna jest troska o drugą osobę, gdyż taka postawa wypływa z miłości i ją umacnia. Zamiast gorączkowo przekonywać drugiego o swojej racji, zamiast zmuszać go do ustąpienia ze swego stanowiska, należy się zastanowić, co będzie dla niego korzystniejsze: przeforsowanie jego, czy też mojego stanowiska, np. co będzie dla niego korzystniejsze, czy pójście na dyskotekę — o co się ubiega — czy też spacer po parku, na czym mnie zależy. W sytuacji konfliktowej nie mogę poprzestać na rozważaniu własnego tylko interesu i własnych praw, np. że mam prawo wypocząć i głośno puszczać magnetofon, inni bowiem też mają prawo do ciszy i wypoczynku, np. przemęczona i nerwowa sąsiadka, uskarżająca się na hałas. Zrezygnowanie ze swoich słusznych praw dla dobra innych wyraża miłość, dlatego nie jest stratą ani zubożeniem rezygnacja z oglądania wartościowej sztuki w telewizji dlatego, że to przeszkadzałoby w zaśnięciu chorej siostrze.
Jeśli z bardzo ważnych powodów nie mogę ustąpić z mojego stanowiska w sytuacji konfliktowej, bo np. takie ustępstwo zaprzeczałoby wierze, moralności, byłoby sprzeczne z moim sumieniem, powodowałoby poważną szkodę, itp., wskazane jest jak najlepiej uzasadnić swoje stanowisko, swoją nieustępliwość, np. wyjaśnić, dlaczego nie pojadę na wycieczkę w niedzielę tam, gdzie nie ma możliwości uczestniczenia we Mszy św.; uzasadnić dziecku, dlaczego zabrania się mu korzystania z rozrywki w jakimś momencie itp.
Źródło: teologia.pl