Droga do kapłaństwa

Pochodzę z Bydgoszczy, z największej dzielnicy tego miasta – Fordonu. Pan Bóg prowadził mnie swoimi drogami, choć nie zawsze były one najłatwiejsze. Z rodzicami regularnie chodziłem do kościoła, choć wówczas kiedy katecheza była jeszcze w salkach parafialnych, przynajmniej na poziomie szkoły podstawowej, dwa razy w tygodniu szedłem do salki parafialnej na zajęcia prowadzone przez kapłana czy siostrę zakonną. Wówczas, jak chyba każdy młody chłopiec, pragnąłem zostać strażakiem, policjantem, a nawet księdzem. Stąd też zostałem ministrantem. W gronie tym przetrwałem do klasy siódmej, później zapał i chęci osłabły, a ja stałem się letnim katolikiem.

Jednak Pan Bóg na początku ósmej klasy spowodował, że zacząłem interesować się dziewczynami z kręgu Ruchu Światło – Życie. Były ładne, pobożne, inteligentne – innej kandydatki na żonę nie potrzebowałem. Tak więc z motywacją poznania fajnej dziewczyny udałem się tam na spotkania. Pozostałem w Oazie przez sześć lat. Jezus uczył mnie, co to modlitwa spontaniczna, codzienna modlitwa Pismem Świętym, częsta Eucharystia. Poznałem fantastyczną dziewczynę – Anię. Wszystko się układało. Tylko że ja miałem w sobie ciągłe pragnienie nawrócenia, pragnienie tak wielkie, że towarzyszyło mi ono przez cały czas, w szkole, podczas posiłków, podczas jazdy autobusem... Byłem człowiekiem bardzo smutnym, zamkniętym w pysze, egoizmie, poszukującym własnego ja, zaplątanym w zniewoleniach. Byłem w ciągłym napięciu, pomiędzy życiem, jakie powinien prowadzić animator, a tym, jakie wówczas prowadziłem. Oceniałem siebie bardzo marnie. Wówczas (1997 r.) udałem się do pobliskiej parafii księży salezjanów św. Marka, gdzie we wspólnocie „Wieczernik” rozpoczynało się seminarium Odnowy w Duchu Świętym prowadzone przez ks. dra S. Styrnę SBD. Pozostałem na nich aż do końca. Pan Jezus zaś przygotował dla mnie wielkie rzeczy. Bardzo mocno przeżyłem tam modlitwę o uzdrowienie wewnętrzne i rozbudzenie darów Ducha Świętego. Pierwszy szok to dar języków, nie za bardzo na początku wierzyłem w jego Boże pochodzenie, nie rozumiałem go absolutnie. Właśnie wówczas podczas modlitwy o wylanie kapłan powiedział, że Pan Bóg udziela mi tego daru, udziela mi daru proroctwa, daru rozeznawania duchów i szczególnego namaszczenia do przewodzenia grupom. Tym ostatnim darem wówczas za bardzo się nie przejąłem. 

Jednak to, co było dla mnie najważniejsze, to to, że zacząłem być człowiekiem wielkiej radości, spotkani ludzie nie poznawali mnie. Zostałem uwolniony z pychy, egoizmu i innych zniewoleń. Miałem w sobie głód Pisma Świętego (zabierałem je wszędzie ze sobą, na kajaki, do szkoły – czynię to do tej pory), modlitwy. We wspólnocie oazowej prowadziłem wówczas także diakonię modlitewną, potrafiliśmy modlić się bez ustanku kilka godzin. Posługiwałem z braćmi i siostrami z tamtej wspólnoty na nabożeństwach z modlitwą o uzdrowienie. Modlitwa o wylanie darów Ducha Świętego dała mi wówczas także absolutną pewność powołania zakonnego i kapłańskiego. 

Po maturze nadszedł czas decyzji – co dalej? Miałem już indeksy na studia, jednak wołanie Pana okazało się silniejsze: od dobrych kierunków studiów, od perspektywy dobrze płatnej pracy. Wstąpiłem wówczas do Nowicjatu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej na Świętym Krzyżu. Najbardziej pociągała mnie (i nadal pociąga) praca wśród najuboższych, wspólnotowość, misyjność, maryjność. W nowicjacie odczuwałem ciągły głód modlitwy, przebywania z Jezusem. Tam dano nam podstawy życia zakonnego, zakorzeniania w Oblubieńcu naszego serca. Tam złożyłem swoje pierwsze śluby zakonne. Po roku i krótkim urlopie w domu przyjazd do WSD w Obrze k. Wolsztyna. Tu na nowo rozpoczęła się moja przygoda z Grupą Odnowy w Duchu Świętym. Na miejscu okazało się, że znajduje się tam wspólnota charyzmatyczna współbraci, działająca w seminarium już od roku 1980. „Immaculata” – bo taką nosi nazwę grupa – została założona przez L. Głowackiego OMI, który wówczas był Prowincjałem Polskiej Prowincji, a w Odnowie Charyzmatycznej posługiwał 
w tym samym czasie, co ks. M. Piątkowski z Poznania. O. Leonard był też osobistym tłumaczem kard. Leo Suenensa podczas jego pierwszego 
pobytu w Polsce i modlił się o wylanie darów Ducha Świętego nad ówczesnym diakonem, a nieżyjącym już J. Kozłowskim SJ. Taka była geneza naszej grupy, która w najtrudniejszym swoim etapie gromadziła dwóch, trzech współbraci. Doświadczenie grupy „Immaculata” ma duże znaczenie w mojej osobistej formacji duchowej. Uczę się wielkiej otwartości i wrażliwości na powiewy Ducha. Uczę się służby, także tej najtrudniejszej, bo biegnącej przez Krzyż, przeciwności, zmęczenie, zniechęcenie. To dzięki „Immaculacie”, a w zasadzie dzięki pomocy Dobrego Boga, mam odwagę jeździć na „Przystanek Jezus”, spotykać się z narkomanami, z innymi ludźmi potrzebującymi Jezusa. To doświadczenie Ducha Świętego w sposób szczególny przygotowuje mnie do przyjęcia święceń diakonatu, abym jeszcze mocniej zjednoczył się z Jezusem. Pobyt w „Immaculacie” daje mi także wiele radości, szczególnie gdy można spoglądać na młodszych współbraci przychodzących na spotkania.

Otwartość naszego seminarium procentuje też w eklezjalności grupy. Często wyjeżdżamy całą grupą (nawet ponad dwadzieścia osób) na wspólną modlitwę z pobliskimi wspólnotami w Nowej Soli („Sól Ziemi”), Wolsztynie („Betlejem”), zaakcentowaliśmy swoją obecność na Szkole Charyzmatów w Głogowie czy też na V Ogólnopolskim Kongresie Odnowy w Duchu Świętym. Te wyjazdy uwrażliwiają nas na potrzeby i oczekiwania naszych braci i sióstr odnośnie do kapłanów, zakonników, formują w nas przyszłych pasterzy grup, a przecież właśnie wspólnoty Odnowy szczególnie takich potrzebują. Dlatego za te doświadczenia uwielbiamy Dobrego Boga.

Ważnym doświadczeniem Bożego działania był tegoroczny Kongres Odnowy. Zgłosiliśmy się do koordynatora diecezjalnego bardzo późno, nie wiedzieliśmy, czy będą dla nas zaproszenia, czy uda się nam na Jasną Górę pojechać. Ale Jezus, jak zawsze, przygotował nam niespodziankę. Po telefonie do Małgosi Topolskiej okazało się, że miejsca są, a do tego mamy być odpowiedzialni za przebieg wszystkich ceremonii liturgicznych, łącznie z tą na jasnogórskich wałach. Zaufaliśmy Panu, a On pozwolił nam oglądać Kongres z drugiej strony, od strony organizacyjno-prowadzącej. Ręce pełne roboty nie przeszkadzały nam doświadczać szczególnej wspólnoty, komunii między sobą, doświadczać wdzięczności Bogu za dar Odnowy w Duchu Świętym. Bo przez te wspólnoty Pan budził i budzi w Polsce wielu świętych, budzi głód modlitwy, głód słowa Bożego, głód służby – budzi młodych zakonników, zakonnice i kapłanów. Dlatego niech Jemu będzie chwała, teraz i na wieki.

br. Marcin

Numer: 7 (68)/2003

Tytuł: Zrozumieć księdza

Tyś jest kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka
Hbr 5,6