Serce za serce czyli o epifanii Boga i człowieka

W Kolędzie do Zosie Mikołaj Sęp Szarzyński pisał:
„Dałbym ci serce moje, ale nic cudzego
Nie chcę dać, tyś jest panem, nie ja, serca mego
Owo zgoła ledwie wiem, coś by dać. Bo moim
Co może być, ponieważ sam nie jestem swoim?”.

Czytając ten wiersz dzisiejszy człowiek zirytowany nim może zapytać, jak to nie mogę dać tego, co moją jest własnością? Czyż to nie ja jestem panem swego serca? 

            Owszem, większość współcześnie żyjących ludzi zgodzi się z tym, że gdy „przyjdzie miłość”, to trzeba oddać co swoje Drugiemu lub Drugiej, tj. oddać swoje serce, aby w zamian otrzymać Jego lub Jej serce. Ale ten akt oddania serca jest zwykle rozumiany jako wymiana, a nie obdarowanie. Co dałeś więcej niż to, co otrzymałeś – mówimy. Serce za serce, miłość za miłość. Wymiana, zwykła wymiana. Oby była ekwiwalentna? A jak nie jest, to przed sądem rodzinnym, w związkach partnerskich i bez sądu, odbieramy co swoje. W tym, i przede wszystkim, swoje złamane serca. A miłość miała być na zapadłe (używając słów bł. Sancji).

            Ze względu na to, że współczesny człowiek z reguły nie kocha „na zapadłe”, to w przypadku rozczarowania drugą osobą odbiera co swoje i idzie szukać na rynku uczuć nowego kontrahenta. W ten sposób urynkowiliśmy miłość. Stała się ona towarem. Dość specyficznym, trzeba przyznać. Choć i to nie dla wszystkich. Dla tych niektórych, miłość to towar jak każdy inny. A wtedy za miłość (czy naprawdę za miłość?) płaci się pieniądzem. Szczyt urynkowienia uczuć, a równocześnie ich zupełna degeneracja.

            Na szczęście, dla większości ludzi miłości nie da się mierzyć pieniądzem. Mierzą oni jednak swą miłość, bo jak inaczej mogliby przeprowadzać korzystne dla siebie wymiany barterowe: serce za serce. Miarą miłości jest dla nich miłość tego Drugiego. Postawa: najpierw daję, a później biorę jest dla nich nie do przyjęcia. Właściwsza z punktu widzenia obrony własnych interesów jest wówczas postawa: biorę i daję. Jeżeli jestem uczciwy, to daję tyle, ile sam – we własnej ocenie – wziąłem. Nic ponadto. Jeżeli z uczciwością jestem na bakier, to moje zachowanie oportunistyczne przyjmuje postać: wziąć jak najwięcej z serca drugiego, a samemu dać jak najmniej.

            Im bardziej jestem uczciwy – z jednej strony oraz im bardziej dla mnie moje serce jest aktywem specyficznym, tj. im mniejszym jestem lekkoduchem, im bardziej cenię swoją godność jako człowieka – z drugiej strony, tym jestem bardziej elastyczny w dawaniu siebie temu drugiemu. Drugi człowiek przestaje być dla mnie zwykłym drugim, ale staje się dla mnie tym Drugim, a nawet Jedynym, tym któremu „na zapadłe” oddaję swoje serce. Daję mu siebie i to zaczyna mnie uszczęśliwiać. Jasne jest, że równocześnie biorę od niego, a raczej zaczynam przyjmować od niego to, co mi sam daje, i wiedząc już z własnego doświadczenia, że więcej szczęścia jest w dawaniu, niźli w braniu (Dz 20, 35), tym bardziej jestem szczęśliwy, że ten mój Umiłowany, bądź dla mężczyzny Umiłowana, jest szczęśliwy (odpowiednio szczęśliwa), bo więcej z siebie daje. Miłość ludzka staje się wówczas pełna. To co wydawało się wymianą serca za serce, w rzeczywistości stało się obdarowaniem wzajemnym, prawdziwą miłością ludzką, której wypadałoby sobie życzyć w związkach małżeńskich, a która choć wydaje się nieosiągalna, to jednak jest niezwykle upragniona.

            Jeżeli pytamy, jak możliwa jest taka miłość, to należy odpowiedzieć, że w sposób nam przyrodzony nie da się jej urzeczywistnić. Chyba że z pomocą nam przyjdzie Istota Nadprzyrodzona, która wszystko może uczynić, co tylko Sobie zamierzy. Ale wówczas odkrywamy w człowieczym sercu nie tylko relacje horyzontalne, ale także – poprzez wiarę – tę wertykalną, od której jakość wszystkich innych relacji zależy.

            Analogicznie do sposobów postrzegania przez ludzi relacji serce za serce, objawiających ich stosunek do innych osób, różne interpretacje odniesienia człowieka do Boga są epifanią człowieczego serca. Jakim jestem człowiekiem, o jakim sercu i obliczu, takiego Boga widzę i tak Jego Serce pojmuję (oczywiście, ze strony człowieka zakłada to traktowanie Boga jako Kogoś, z Kim chcemy wejść w relację odniesienia). A Bóg szukającym Go, nawet po omacku, pozwala się znaleźć, objawiając im Siebie. W takiej sytuacji trzy spojrzenia na relacje Serce Boga za serce człowieka są właściwe dla nas ludzi.

            Według pierwszego podejścia relacja serce za Serce jest relacją wymienną. Człowiek tezauryzując swoje serce – zgodnie ze słowami Zbawiciela: Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje (Mt 6, 21) – interesuje się Sercem Boga, o tyle, o ile widzi w Nim skarby dla siebie cenne: zdrowie, bogactwo, sławę, pozycję zawodową, a nawet zgubę swych nieprzyjaciół. Tego pragnie i to chce osiągnąć. Ma świadomość, że skarby te są w mocy Boga. Są poniekąd Jego własnością. Szukając ich, wchodzi z Bogiem w relację wymienną: coś za coś. Chce zawrzeć z Nim kontrakt na zasadach rynkowych. W zamian za pożądane przez siebie skarby chce dać Bogu to, co wydaje mu się, że posiada, a na czym według niego Bogu powinno zależeć, tj. np. trzy Zdrowaś Mario, mszę św. i inne rodzaje kultu Bożego. Przy takim ujęciu relacji serce za Serce Bóg postrzegany jest przez człowieka – w rzeczy samej – jako kupiec, z którym nie tylko można, ale trzeba się targować, bo może chcieć za wiele, a więc ustalić cenę za wysoko w stosunku do rzeczywistej wartości przedmiotu transakcji. Co ciekawe, Bóg pozwala na taką wizję Siebie. Dwa przykłady. Bóg mówi: Wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy. Kupujcie i spożywajcie, dalejże, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko(Iz 55, 1). I przykład drugi. Jezus mówi: Dalej podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał i kupił ją (Mt 13, 45-46). Od kogo kupił? Oczywiście, od Boga. Z punktu widzenia człowieka wejście w transakcję rynkową z Bogiem wymaga od niego przeprowadzenia rachunku korzyści i strat (swojego, ale także i Boga, aby lepiej móc z Nim negocjować warunki umowy) dla określenia potencjalnego zysku lub straty oraz zanalizowania swojej sytuacji budżetowej: czy stać go na uiszczenie ceny.

            I właśnie o te dwa pytania Bogu chodzi, gdy dopuszcza wizję Siebie jako Kupca. Odpowiadając na te pytania człowiek dostrzega, że rzeczywiście jest w stanie osiągnąć zysk z tej wymiany (że warto związać się z Bogiem) oraz że musi wszystko oddać – co mniema że jest jego własnością – aby ten zysk zrealizować, a tak naprawdę, że go na zakup pożądanego dobra po prostu nie stać. Co więcej, człowiek zauważa, że Bóg zna te jego odpowiedzi, do których on doszedł z takim trudem. Mówi bowiem Bóg: dalejże, kupujcie bez pieniędzy i bez płacenia (Iz 55, 1), a także: Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie (Mk 10, 21).

            Równocześnie człowiek ze świadomością tej wiedzy o sobie samym oraz wiedzy Boga o nim, ze zdziwieniem zauważa, że Bóg nie może być tylko kupcem. Jeśli bowiem on jako człowiek umie przeprowadzić rachunek ekonomiczny, to tym bardziej potrafi to Bóg. A wtedy za św. Teresą od Dzieciątka Jezus może powiedzieć: „Dobry Bóg jest tak bogaty” oraz zrozumieć przypowieść Pana Jezusa o roztropnym rządcy jako określającą w sposób bardziej właściwy relację serca człowieczego do Serca Boga. Zaczyna się ona tak: Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że traci jego majątek. Przywołał go do siebie i rzekł mu: „Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą!” (Łk 16, 1-2). Oczywiście, że w tej przypowieści sam Bóg jest tym „bogatym człowiekiem”, a rządcą jest tutaj istota ludzka. Niemniej istotne w tej przypowieści jest i to, że relacja między Bogiem i człowiekiem nie jest i nigdy nie była relacją wymienną, że z Bogiem nie da się handlować. A zatem sprawiedliwość wymienna nie wchodzi tutaj w rachubę. Sami siebie „usprawiedliwić” nie możemy. Zauważamy też, że relacja serce za Serce jest relacją serca sługi (możemy powiedzieć menadżera bądź pełnomocnika) do Serca Pana (nie tylko Właściciela i Mocodawcy, ale także Władcy, w którego mocy jest karać za złe uczynki, a wynagradzać za dobre). Jest ona oparta w tym przypadku na sprawiedliwości rozdzielczej, bowiem serce sługi może nie kochać Pana, formalnie będąc bez zarzutu, ale również może ulec pokusie nadużycia uprawnień, które Pan delegował na swego sługę. W takim przypadku człowiek unikając kary próbuje się ukryć przed Bogiem. Ale jak mówi Psalmista w Psalmie 11: na niebiosach tron Pana. Oczy Jego patrzą, spod powiek śledzi synów ludzkich. Bada Pan sprawiedliwego i występnego, Jego dusza nie cierpi miłującego nieprawość. Węgle ogniste i siarkę ześle na grzeszników, wiatr palący będzie ich udziałem. Przerażająca wizja dla złego sługi. Co ciekawe, psalm ten nosi tytuł Bóg nadzieją sprawiedliwego. Na czym zatem opiera swoją nadzieję sprawiedliwy? Na tym, że Pan jest sprawiedliwy i sprawiedliwość kocha (Ps 11). Tylko On sam usprawiedliwia, stając się naszą sprawiedliwością.

            Św. Paweł w Liście do Rzymian napisał: Wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie Jezusie. Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi. Chciał przez to okazać sprawiedliwość Jego (Rz 3, 23-25a). Czytając te słowa, człowiek poznaje prawdę o swoim sercu. Jest ono grzeszne, bowiem jest nieuporządkowane, nie czyniąc zadość sprawiedliwości Bożej danej w prawie naturalnym oraz w Prawie Objawionym. Człowiek uświadamia sobie zatem, że jego serce potrzebuje zbawienia (wybawienia ze stanu grzechu) i że to zbawienie, a także jego uporządkowanie (usprawiedliwienie) przychodzi doń darmo przez Jezusa Chrystusa. W ten sposób spełniają się słowa Boga: dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali(Ez 36, 25-27). To nowe serce nowej ludzkości, tj. Kościoła, Serce z Ciała Syna Bożego, w którym są serca chrześcijan, jest zarazem łaską i darem od Boga. Tym samym człowiek poznaje, że Serce Boga jest szczodre. Ale tu pojawia się nurtujące pytanie: dlaczego jest szczodre, czy z kaprysu, czy z chęci epatowania swoim bogactwem? W Piśmie Świętym znajdujemy wspaniałą odpowiedź na tę wątpliwość. Jezus Chrystus, Ten który nas usprawiedliwia, wypowiada znamienne słowa: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16).

            Serce „nowego” człowieka jest zatem darem Boga z Siebie Samego. Jest darem miłości Boga, a równocześnie epifanią Serca Boga, który jest Miłością. Dar ten ustanawia człowieka dzieckiem Bożym w Synu Jednorodzonym, który za św. Franciszkiem może mówić: „Wszechmogący, najświętszy i najwyższy Boże, Ojcze Święty i sprawiedliwy, Panie, królu nieba i ziemi, dzięki Ci składamy z powodu Ciebie samego”, bądź używając słów Jezusa Chrystusa – w sposób najbardziej bezpośredni – „Ojcze nasz, który jesteś w niebie, święć się Imię Twoje”, wyrażając w ten sposób największe pragnienie dziecka Bożego.

            W jaki sposób serce „nowego” człowieka, tj. chrześcijanina jest na obraz Serca Boga w Trójcy Jedynego? Otóż, należy zauważyć za Katechizmem Kościoła Katolickiego, że „tradycja duchowa Kościoła mówi... o sercu w biblijnym sensie „głębi jestestwa” (KK 368), a także iż jest ono „miejscem spotkania, albowiem nasze życie, ukształtowane na obraz Boży, ma charakter relacyjny” (KK 2563). Oznacza to, że serce jest centrum osoby jako bytu relacyjnego, tzn. jest miejscem nawiązywania i podtrzymywania relacji z innymi osobami. To właśnie tak zdefiniowane serce odsyła nas do tajemnicy Trójcy Świętej: Jednego Boga w Trzech Osobach. Skoro zaś są trzy Osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty, to muszą być One z konieczności w odniesieniu do Siebie wzajemnie. A więc każda z tych Boskich Osób, różniących się między sobą relacjami pochodzenia – jak ogłosił Sobór Laterański IV w 1215 roku: „Ojciec jest Tym, który rodzi; Syn Tym, który jest rodzony; Duch Święty, Tym który pochodzi” – musi mieć swoje Serce. W Sercu Boga Ojca jest pragnienie wzajemności. W Sercu Syna Bożego jest pragnienie odwzajemnienia się Ojcu. Ta wzajemność za Serce Drugiego jest w Trójcy Przenajświętszej Duchem Świętym, w Sercu którego jest z kolei pragnienie realizacji pragnień Ojca i Syna poprzez Ich jedność. Ze względu na współprzenikalność Bożych Osób – „Ojciec jest cały w Synu, cały w Duchu Świętym; Syn jest cały w Ojcu, cały w Duchu Świętym; Duch Święty jest cały w Ojcu, cały w Synu” jak ogłosił w 1442 roku Sobór Florencki – możemy też mówić o współprzenikalności Serc tych Osób. I jak mówimy o Jednym Bogu, tak poniekąd możemy mówić o jednym Sercu Bożym. Ale tylko poniekąd, bowiem zgodnie z Synodem Toledańskim XI (675 r.): „Ojciec nie jest tym samym, kim jest Syn, Syn tym samym, kim Ojciec, ani Duch Święty tym samym, kim Ojciec czy Syn”.

            Zamysłem Trójcy Świętej, powstałym w Sercu Bożym, w stosunku do człowieka jest wprowadzenie go do doskonałej jedności Trójcy Świętej. Odpowiedzią człowieka na to pragnienie Bożego Serca powinno być pragnienie naszego serca, aby do tej komunii doszło. Ta święta wymiana serca chrześcijanina i Serca Bożego, stanowiąc ostateczny cel ekonomii Bożej, jest realizowana w doczesności jako Boże dzieło stworzenia, zbawienia i uświęcenia człowieka, a od strony człowieka powinna być postrzegana jako modlitwa życia, w czasie której rzeczywiście płaci się – jak mówiła bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej – „miłością za miłość”. Przy czym miarą miłości jest tutaj miłość bez miary, miłość miłosierna jako pełnia sprawiedliwości Bożej, a ukazująca się naszym oczom w przebitym Sercu Jezusa Chrystusa Syna Bożego. Tak też tę sprawę postrzegał św. Rafał Kalinowski, gdy mówił: „Modlitwa jest przede wszystkim sprawą serca i wymianą myśli i uczuć między Bogiem a nami”. Można powiedzieć, że jest ona wspinaniem się na szczyty serca (na górę Karmel), gdzie „osamotniony” człowiek jako osoba spotyka się z Tajemnicą Boga, co trafnie ujął Rainer Maria Rilke w wierszu Do Holderlina:

„Osamotniony na szczytach serca. Popatrz, jak mała,
popatrz: ostatnia wioseczka słów i wyżej tam,
ale też jakże małe, jeszcze ostatnie siedlisko uczuć. Widzisz!      
Osamotniony na szczytach serca. Lita skała pod ręką. I tutaj też zresztą 
coś kwitnie, z niemej przepaści
śpiewa rozkwitłe ziele nieświadomości”.

Krzysztof Kosiec

Okno1:

Urynkowiliśmy miłość. Stała się ona towarem. Dość specyficznym, trzeba przyznać. Choć i to nie dla wszystkich. Dla tych niektórych, miłość to towar jak każdy inny.

Okno2:

Na szczęście, dla większości ludzi miłości nie da się mierzyć pieniądzem. Mierzą oni jednak swą miłość, bo jak inaczej mogliby przeprowadzać korzystne dla siebie wymiany barterowe: serce za serce. Miarą miłości jest dla nich miłość tego Drugiego.

Okno3:

Człowiek często interesuje się Sercem Boga, o tyle, o ile widzi w Nim skarby dla siebie cenne: zdrowie, bogactwo, sławę, pozycję zawodową, a nawet zgubę swych nieprzyjaciół. Tego pragnie i to chce osiągnąć. Ma świadomość, że skarby te są w mocy Boga. Są poniekąd Jego własnością. Szukając ich, wchodzi z Bogiem w relację wymienną: coś za coś. Chce zawrzeć z Nim kontrakt na zasadach rynkowych. W zamian za pożądane przez siebie skarby chce dać Bogu to, co wydaje mu się, że posiada, a na czym według niego Bogu powinno zależeć, tj. np. trzy Zdrowaś Mario, mszę św. i inne rodzaje kultu Bożego.

„Głos Karmelu” (3/2007)