Warto wiedzieć

Wiara i rozum

Zostało napisanych tysiące artykułów o koronawirusie, pojawiły się setki „fachowców” i „doradców”, stworzono dziesiątki teorii spiskowych. Wszelkiej maści media nasycone czerwienią wlewają nam gigantyczne dawki adrenaliny powtarzającymi się tytułami: „Tak źle jeszcze nie było”, „Rekordowa ilość zakażeń”, „Największa ilość zmarłych” itp. Ten istny obłęd to jedna strona pandemii, ale łatwo się z nią rozprawić. Mój sposób jest prosty, nauczyłem się ignorować to wszystko. Omijam „przyciągające” tytuły, zatykam uszy na jakiekolwiek „sensacje” o zmowach masonerii, ataku chińskich naukowców, wszczepianiu nam mikroprocesorów i lądowaniu UFO na krakowskich Błoniach. Prawda jest taka, że historia wskaże źródło. Teraz istotne jest tylko to, że wiele osób cierpi ciężko chorując, sporo ludzi umiera.

Właśnie dlatego, dużo bardziej groźna jest ta druga strona pandemii - ludzie ignorujący ją, lekceważący wszelkie środki ostrożności, czy tacy (bo okazuje się, że naprawdę są), którzy nie wierzą, że ona istnieje.

Wydaje się, że człowiek wierzący nie powinien mieć problemu z wyśrodkowaniem swojego podejścia do pandemii. To przecież jest takie oczywiste, że szanuję życie swoje i swoich bliźnich, więc nie będę nikogo narażał i założę tą maseczkę. W końcu nikt z nas nie wie, czy akurat nie ma wirusa. Z drugiej zaś strony, nie będę panikował, chował się i unikał kogokolwiek, bo ufam Bogu! Nie mam wątpliwości, że On mnie kocha i jeśli pozwalam się Mu prowadzić, to cokolwiek mnie spotka, to w efekcie przyniesie dobro.

Dolindo Ruotolo spisał absolutnie wyjątkową modlitwę „Jezu, Ty się tym zajmij”*. Jest to akt całkowitego oddania się Jezusowi, to kwintesencja zaufania Bogu. Od kilkunastu lat, gdy poznałem tę modlitwę, jestem w niej bezgranicznie zakochany (na dole podaję adres, pod którym można ją przeczytać lub wysłuchać).

Zauważyłem jednak, że niektóre głęboko wierzące i wspaniałe osoby, oddają Panu swoje życie, ale zapominają o własnym zaangażowaniu. Obrazowo wygląda to tak, że idą bez maseczki między ludźmi w sklepie, czy w kościele i w sercu modlą się „Jezu, Ty się tym zajmij”, „Jezu, Ty zajmij się covidem”. Zastanawiam się, czy to nie jest tak, jakbym zamknął oczy i przebiegł przez bardzo ruchliwe skrzyżowanie na czerwonym świetle, powtarzając „Jezu, Ty się tym zajmij”? Czy to nie jest trochę tak, jakby traktować Pana Jezusa jak służącego, od którego się „wymaga” (w tym przypadku opieki), a samemu nic się nie daje?

Może jestem w błędzie, ale ja zaufanie Jezusowi rozumiem inaczej. Wiem z całą pewnością, że On jest cały czas przy mnie. Wiem, że kieruje każdym moim krokiem i obdarza mnie Swoją opieką. Czuję Go jako mojego „osobistego Przewodnika”, który prowadzi mnie do Siebie. 

Intrygowało mnie jednak, dlaczego Bóg kazał Mojżeszowi wychodzić na górę, zamiast po prostu dać mu tablice w namiocie?! Człowiek nie musiałby się tak trudzić, a efekt byłby taki sam. Może nawet lepszy, bo lud nie myślałby o głupotach i nie budował cielca podczas nieobecności Mojżesza.

Zastanawiające jest również to co stało się w Kanie Galilejskiej. Jezus kazał sługom napełnić stągwie wodą, zaczerpnąć i dać staroście weselnemu. Wiecie ile ci słudzy mieli roboty? Ewangelia św. Jana mówi: „Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary” [J 2,6]. Jedna „miara”, to ponad 39 litrów. Jedno naczynie mieściło więc w zaokrągleniu 79 lub 118 litrów, razy sześć naczyń, to od 472 do 708 litrów.

Przykładów można mnożyć w nieskończoność. Dlaczego Pan angażował ludzi, gdy czynił cuda?

Oddanie się Panu i całkowite zaufanie Mu, rozumiem jako ustanowienie Go swoim „Szefem” we wszystkich elementach życia, działaniem najlepszym jak po ludzku się da w rozwiązywaniu wszelkich spraw, posługując się własnym rozumem i przekonanie, że jeśli zrobiłem po ludzku wszystko co możliwe, to Jezus zrobi to, co po ludzku już nie jest możliwe.

Nie chodzi więc o to, aby usiąść wygodnie w fotelu, założyć nogę na nogę i powiedzieć „Jezu, Ty się tym zajmij”. Nie chodzi o to, aby biegać bez maseczki i narażać innych. Chodzi o to, aby wierzyć i ufać, ale używać też daru, jaki Pan nam dał – rozumu.

Św. Jan Paweł II w encyklice "Fides et ratio" napisał: "Rozum bez wiary prowadzi do pychy, a wiara bez rozumu do powierzchownej duchowości". Gdy słyszę, jak któraś z bliskich mi osób mówi, że nie nosi maseczki, bo Pan Bóg się nią opiekuje, to z jednej strony szanuję jej wiarę, ale z drugiej dźwięczą mi słowa samego Jezusa, gdy był kuszony: „Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na narożniku świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, jest przecież napisane: Aniołom swoim rozkaże o tobie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień». Odrzekł mu Jezus: «Ale jest napisane także: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego»” [Mt 4, 5-7]. Ja noszę maseczkę i zachowuję to co zalecają fachowcy, bo nie chcę wystawiać mojego Boga na próbę.

Zupełnie innym zagadnieniem są osoby, które negują wszelkie nakazy i zakazy. To głównie ludzie młodzi, buntownicy, u których nie ukształtowało się jeszcze poczucie empatii i którzy na pewno nie znali jeszcze żadnej osoby chorej na koronawirusa (chyba, że taką, która przeszła go bezobjawowo). Wiedzą, że im najprawdopodobniej nic się nie stanie i nawet jeśli zostaną zarażeni, to ich młode organizmy przejdą wirusa bezobjawowo. Nie myślą o innych, tylko o swoim buncie. Najsensowniej byłoby im zabronić chodzenia w maseczkach, to z pewnością w ogóle by ich nie zdejmowali.

Są też osoby, których zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć. Argumentują, że zalecenia wydawane w związku z pandemią są niezgodne z Konstytucją, czy innymi prawami.

Ludzie! Jakie to ma znaczenie?! Czy te zalecenia są przeciwko mnie? Dlaczego niektórzy „gwiazdorzy” tak się ośmieszają, robiąc jednocześnie tak wiele złego w stosunku do młodych ludzi, dla których są idolami? Za jaką cenę chcecie „błyszczeć”?!

Sytuacja jest więc taka, że mamy pandemię. Ona jest. Znam lepiej lub gorzej około pięćdziesięciu osób, które przeszły tego wirusa. Znam też osobę pracującą na oddziale „covidowym” w szpitalu uniwersyteckim i jej opowiadania, jak na długie godziny w kombinezonie wchodzi na oddział zakaźny i wraz z innymi walczy o życie pacjentów. Bez jedzenia, bez wody, bez możliwości skorzystania z toalety, bo kombinezon jest jednorazowy. Wracając do części „czystej”, niejednokrotnie płacząc, nie może pojąć, dlaczego ludzie lekceważą zalecenia sanitarne, a później lekarze i pielęgniarki, muszą przez to przechodzić.

Nigdy nie odważę się lekceważyć moich Sióstr i Braci - jakiegokolwiek człowieka. Sam niewiele mogę zrobić, będąc laikiem w tych sprawach, mogę jedynie słuchać tego, co mówią fachowcy. Ubieram więc maseczkę w pomieszczeniach, gdzie jest dużo ludzi, ubieram ją w Kościele i wszędzie tam, gdzie jestem w tłumie. Bardzo często myję i dezynfekuję dłonie.

To mogę jako człowiek zrobić, używając rozumu, który dał mi Pan Bóg. To i całą resztę Jemu oddaję.

Daj nam Boże wiarę, która może góry przenosić.
Prowadź nas, Dobry Jezu, drogą, która będzie najlepsza dla naszego zbawienia.
Duchu Święty, wlej w nasze serca dar rozumu.
Twoja wola niech się stanie. Amen


*Modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij” jest dostępna pod adresem otucha.katolicki.net

Źródło: https://blog.lados.info