Żeglarz

Tańczyć na łące wśród traw zielonych,
podziwiać tęczy bogate kolory,
i patrzeć na słońce z uśmiechem na twarzy,
nie czekać na widok pochmurnych pejzaży,
przez życie kroczyć z głową w chmurach,
widokiem na niebo i myśleć o bzdurach.

We mnie jest wiatr co chmur czerń przedziwną,
rozgania błyskiem, przestrasza modlitwą.
Czasami refleksja narzuca ton smutny,
co daje mi szczęście, lecz - hm obłudny,
wiatr co przynosi mi chwile cierpienia,
dając raz szczęście, raz szczyptę zwątpienia.
Omijam sztywne norm ludzkich granice,
płynę przez morze gdzie własną krawicę,
bronię od fal i słońca promieni,
patrząc na księżyc i gwiazd gromady,
widzę w oddali jak światło się mieni,
Bożej latarni co zawsze prowadzi.

Słyszę wołanie piękna Heleno,
lecz wiatr mój gna serce w przeciwną stronę,
do Bożej latarni, gdy spocznę, ochłonę,
zostawie sieci, porzucę wiosła
by oddać siebie i doskonalić -
wewnętrznie cudowne Boże rzemiosła.

Czasami pragnę do portu przybić,
schować się w karczmie zdala od wiatru,
lecz szybko dostrzegam życia mieliznę
na oślep płynąc kadłubem statku.
Zawracam ponownie na morza głebiny
pchany szyderczym powiewem wiatru,
i szukam latarni pławiąc się nadal
w błogim żeglarza życia dostatku.

Na nic te łąki i trawy zielone,
kiedy zaprasza morski horyzont
bym pchany wiatrem czuł się spełniony
i łowił, dryfował i płynął.

Czy znajdę w samotnym życiu żeglarza
szczęście co da mi pełne spełnienie?
i złowię sieć całą dusz zagubionych
wskazując im słońca Bożego promienie.
Może mi Bałtyk kiedyś odpowie gdy
na kres życia dobije do portu
wtedy szepnę cicho - mój Boże,
i usnę snem słodkim w dolinie lądu.

Artur Potrapeluk