Niech miłość będzie codziennością, a nie tylko wydarzeniem

Szacunek do innych kultur czy religii nie może być epizodyczny i upolityczniony, ale trwały. Dopiero wtedy można mówić o harmonii w społeczeństwie – mówi PAWEŁ BIELECKI OFMCAP, członek Franciscans International – Międzynarodowej Organizacji Franciszkanów przy ONZ zajmującej się ochroną praw człowieka – który w ramach doktoratu na studiach bliskowschodnich w Nowym Jorku bada relacje między islamem a chrześcijaństwem.

 

Rozmawia Joanna Świątkiewicz

 

Na skutek decyzji Unii Europejskiej Europę zalewa fala imigrantów z Bliskiego Wschodu i północnej Afryki. Jak Ojciec ocenia ten, tak mocno lansowany w ostatnim czasie, wielokulturowy projekt na życie?

Ten projekt to mrzonka, która w końcu otworzyła oczy innym. Moja ocena tego, co się dzieje w Europie, jest jednoznacznie negatywna. Dziś nie jestem już jedynym, który tak myśli.

Obrazy z Niemiec, Belgii czy z Grecji są dowodem na to, że w większości tzw. „uchodźcy” to młodzi mężczyźni w wieku poborowym i bez rodzin. Na zdjęciach czy w prowadzonych na żywo relacjach telewizyjnych nie widać całych rodzin czekających na lepsze życie w Europie. Gdzie są te rodziny? Zostały w Syrii, w Jordanii albo w obozach przejściowych, bo nie mają pieniędzy dla mafii, która masowo zajmuje się „przemycaniem” ludzi do Europy. Podczas pobytu w Jordanii w obozie dla uchodźców widziałem na co dzień, jak to wygląda.

W rzeczywistości odbywa się to tak: zbiera się grupa młodych mężczyzn muzułmanów z tego samego klanu, którzy nagle mają pieniądze. Skąd? To dobre pytanie, bo kiedy żyje się z nimi przez kilka tygodni, to zawsze mówią, że są biedni i potrzebują pomocy, ponieważ wszystko stracili podczas wojny. Następnie ustalają, że płyną w kierunku Grecji, bo – jak słyszałem od nich – to najłatwiejsza droga. Do Turcji nie chcą, ponieważ ona nie jest w Unii Europejskiej. Już samo takie myślenie sugeruje wnioskowanie ekonomiczne, a nie ucieczkę ze strachu przed wojną.

Dlaczego kraje arabskie nie przyjmują uchodźców? Ponieważ nie chcą biedoty, która „nie produkuje” pieniędzy. Jaki pożytek z uchodźcy, który ledwie umie czytać czy pisać? Brutalne? Owszem, ale tak właśnie wygląda solidarność krajów arabskich. Biednych imigrantów z Pakistanu czy Sri Lanki przyjęli wcześniej. Tania siła robocza już tam jest. Łatwiej się „wykorzystuje” obcych niż swoich.

 

Czy podjęte przez polityków decyzje mamy potraktować jako moralny obowiązek chrześcijanina? Część katolików ma poczucie, że jest to szantaż emocjonalny.

Moralnym obowiązkiem chrześcijanina jest przede wszystkim żyć w zgodzie z sumieniem i z Ewangelią, a nie według dyrektyw tzw. klasy rządzącej.

Możemy przyjąć uchodźców chrześcijańskich. Dlaczego nie? Możemy też przyjąć uchodźców muzułmańskich, ale niech to będą rodziny, które są w stanie nas szanować. Nie każdy chrześcijanin czy muzułmanin jest kryształowy, dlatego tak ważna jest dobra wola i rozsądek. Szacunek do innych kultur czy religii nie może być epizodyczny i upolityczniony, ale trwały. Dopiero wtedy można mówić o harmonii w społeczeństwie.

Zastanawiające jest, dlaczego ciągle wzywa się do otwarcia na uchodźców i konieczności udzielenia im pomocy, zamiast do zakończenia wojny w Syrii. Nikt nie mówi oficjalnie o takiej potrzebie. Odpowiedź jest tylko jedna: ponieważ z wojny jest więcej pieniędzy… Chaos przynosi zysk…

 

Przyjęcie uchodźców stwarza realne zagrożenie. Niemal codziennie w mediach pojawia się informacja o złamaniu prawa przez świeżo przyjętych imigrantów: napaściach, gwałtach, bójkach. Zwykli ludzie coraz częściej odczuwają konsternację i strach. Czy w imię zachowania miana dobrego chrześcijanina mamy ryzykować życie oraz dobro własne i najbliższych?

Jedynym zagrożeniem ze strony „uchodźców” jest manipulacja oraz ekstremizm religijny, nie zaś wiara per se. Prawdą jest, że terroryzm łączony jest z islamem.

Zobaczmy jednak, że tych napaści nie dokonują muzułmanie wykształceni, obyci ze światem, ale tacy, którzy nie mieli dostępu do edukacji, są biedni i sfrustrowani. Wielu z nich żyło na wsi, kiedy nagle wkroczyło ISIS (organizacja terrorystyczna działająca na terytorium Iraku i Syrii) i obiecało im nowe życie w znienawidzonej Europie, w której chrześcijaństwo jest pod maską tlenową. Żywią się gniewem i chęcią zemsty. Wielu moich znajomych muzułmanów mówi, że wstydzi się za tych, co niszczą, kradną, podpalają i gwałcą w imię Allaha.

Nikt z nas nie powinien ryzykować życia ani dobra naszych bliskich. Jeśli czujemy dyskomfort w sprawie przyjmowania „uchodźców”, niech będzie to wybór indywidualny każdego z nas.

 

Papież Franciszek także zachęca do przyjmowania imigrantów przez parafie i wspólnoty kościelne, chociaż zauważa stojące za tym zagrożenie terrorystyczne. Jak należy rozumieć te wypowiedzi papieskie?

Papież Franciszek ma bardzo otwarty umysł i serce. Widzi potrzebę pomocy, ale też nie powiedział ex cathedra: przyjmujcie wszystkich bez różnicy. Rozsądek i odpowiedzialność powinny kierować naszymi decyzjami w tej kwestii. Kilka krajów europejskich jasno powiedziało, że przyjmie tylko rodziny chrześcijańskie, ponieważ chce pomagać współbraciom w wierze. Można? Można, tylko trzeba chcieć! Rodziny, które chcą przyjechać do Polski, muszą wiedzieć, że nauka lokalnego języka i kultury jest ważna. Normą przecież jest większość, a nie margines.

Zachęćmy też kraje arabskie do tego, by w końcu przyjęły swoich braci w wierze.

Zamykanie granic to niby łatwe rozwiązanie, ale oznacza także zamykanie szansy dla prześladowanych chrześcijan, którzy chcieliby uciec do lepszego świata.

 

Papież mówi, żeby w trwającym właśnie Roku Miłosierdzia chrześcijanie wyszli naprzeciw potrzebującym z otwartym sercem i bez lęku. Przypomina również o uczynkach miłosierdzia względem ducha i ciała, a jeden z nich wprost głosi: „podróżnych w dom przyjąć”. Czy wobec tego powinniśmy być zawstydzeni, że nie chcemy przyjmować imigrantów?

Przyjmijmy zatem najpierw uchodźców chrześcijańskich, a wtedy wstydu nie będzie… Tak zyskamy radość i pokój w sercu, o które w tym wszystkim chodzi.

 

Uważa się, że miarą wielkości ewangelicznej chrześcijanina jest bezwarunkowa miłość każdego człowieka…

Tak właśnie jest. Oczywiście dopóki ów człowiek przyjęty pod dach chrześcijański nie postanowi, że z kolei miarą jego wielkości będzie „eliminacja” chrześcijanina, który dał mu schronienie…

Nie powinniśmy być ślepi na zagrożenia, jakie niosą nasze decyzje. Rozsądek przede wszystkim. Owszem, wiara bez uczynków jest martwa, ale wiara bez myślenia oznacza porażkę człowieka.

 

Jak zatem mądrze pomagać innym?

Przyjacielu, rozejrzyj się wokół, zanim zechcesz spędzić resztę życia jak Matka Teresa, niosąc pomoc potrzebującym w Kalkucie. Być może w twoim domu, parafii czy wspólnocie jest jeszcze gorzej niż w innych częściach świata. Spory, zazdrość, pomówienia… Pomóż najpierw sobie i walcz z własnym egoizmem.

Żeby mądrze pomagać, trzeba być wolnym w podejmowaniu decyzji i działań, w wyciąganiu pomocnej ręki do drugiego człowieka. Nie należy tego robić pod wpływem szantażu i emocji. Zanim „uściskamy” biednych w krajach potrzebujących i damy im „upragnioną” szklankę mleka, mimo że mają na nie alergię pokarmową, popatrzmy, kto szuka pomocy na naszym podwórku. Dobry proboszcz zanim usiądzie do obiadu, powinien się zastanowić, czy wszyscy jego parafianie mają co jeść.

Pomagajmy wtedy, kiedy jest najtrudniej, a nie wtedy, gdy mamy dobry dzień i wysoki poziom cukru w organizmie. Niech miłość będzie codziennością, a nie tylko wydarzeniem.

 

Przyjęcie imigrantów – wedle Ojca oceny – rzeczywiście wzmocni chrześcijańskiego ducha Europy czy też raczej go osłabi?

Przyjęcie uchodźców chrześcijańskich niewątpliwie wzmocni wiarę w Europie.

Przyjęcie uchodźców muzułmańskich, którzy będą nas szanować, ubogaci nas kulturowo, tylko jak znaleźć tych otwartych, szczerych i serdecznych...

„Głos Ojca Pio” [99/3/2016]

www.glosojcapio.pl